środa, 8 października 2008

Scarface: Second encounter

[Postnuklearna rzeczywistość powojennej Polski. Nasz kraj jako jedno z najbardziej zaawansowanych technologicznie państw Europy Środkowej zostaje doszczętnie zniszczony atomową wojną domową. Kilkadziesiąt lat po eksplozji ostatniej głowicy, na spalonych kwasem stepach, o dziwo, pojawia się życie. To ostatni ruch oporu wychodzi ze swych podziemnych szybów.] 

Z pod ziemii wyszło kilka tysięcy ludzi - Gostyńscy mieszkańcy - Ci, którzy zostali ocaleni. 
Schorny od zawsze były chlubą naszego miasta - dziś nikt poza nami tego nie doceni.
Wychodząc na powierzchnię po 59 latach z niecierpliwością czekałem na chłodny powiew wiatru i promienie słońca które już, już miały porazić moje oczy... kiedy drzwi windy otworzyły się. Czerwony, gorący pył w jednej chwili wypełnił moje płuca, zacząłem się krztusić jak wieloletni palacz hasziszu, który od rozpączęcia wojny nabrał nowych, ciekawych właściwości. A słońce? Gęste chmury zasłaniały je na tyle skutecznie, że odróżnienie dnia od nocy wydawało się niemożliwe. (bla bla bla) 
Po pięciu latach od wyjścia na zewnątrz miasto które powstało nieopodal szybu określić możnaby mianem całkiem okazałego. Tymbardziej, że okolica wydawała się niezbyt ludna. Nie sposób wytłumaczyć rozrostu populacji w czasie tych pięciu lat. Zapomniano o wszlekiej antykoncepcji, zasadach moralnych, wierności, miłości i cholera wie o czym jeszcze. Przetrwanie gatunku stało się, w tym zapomnianym przez boga miejscu priorytetem. Walka o przetrwanie trwała nieustannie, nieubłaganie i bezwględnie. W drodze ewolucji proces rozwoju płodu przyspieszył się, przez co okres ciąży stał się nieco krótszy. Warto wspomnieć, że w 2014 pod ziemię udało się uciec tylko 8 osobom. Był wśród nich tylko jeden mężczyzna, który okazał się niezwykle chyżym i ruchliwym reproduktorem. Na jego cześć postawiono w centrum pomnik przedstawiający ogromnego męskiego członka z podpisem "Ku chwale, czci i pamięci Brunona Płodnego - Ojca naszego narodu." (całość pisana nie mniej jak 4 miesiące temu - Brunon to postać histerczyna, nie kojarzyć z Frankiem Brune, tudzież Brunem z Leśnej Góry)
Ale do rzeczy - jako, że podczas tej przeogromnej ruchanki rozswawoleni obywatele trudnili się rozbojem, grabieżą i ogólnie robieniem złego, potrzebni byli ludzie, którzy zadbali by o porządek i bezpieczeństwo. Po to właśnie powstała Fantastyczna Piątka. Pięciu skowyrnych młodzieniaszków nakarmionych przypadkowo napromieniowanymi grzybkami. Jako, że każdy z nich posilił sie grzybkiem o innej barwie, superzajebiści wojownicy w których oczywiście potrafią sie zamieniać są w kilku kolorach. 
Otóż: 
Wojownik o kolorze gorzkiej czekolady- ((>>^^Marasol<<^^)) - super potężny, mega wypasiony, arcywszechmogący. Charakteryzuje go brak umiejetności przydatnych w walce. Potrafi zagadać na śmierć - ale tylko kiedy wygrywa 2:0 i wyżej. Jest specjalistą od pierwszej pomocy. Bandażu używa częściej niż papieru toaletowego, a skalpelem fechtuje sprawniej aniżeli Bruce Lee nunczakiem. 
Zielonkawy o prowokacyjnym zabarwieniu przedwakacyjnej śniadaniówki - [[**Pitrek**]] - Elokwętny i adekwatny. Zawarł pakt z Szatanem przez co zda maturę... ;f Dobrze radzi sobie z telekinezą i wymiata na symulatorze wózka widłowego. Budzi szacunek, ale nie strach....
Wojownik którego koloru dociec trudno. Jego kombinezon pokrywa szczelnie gęsta, lokowana szczecina. Jest jedynym w grupie, który potrafi zabić żółwia... Jest wysoki przez co patrzy na wszystko z nieco innej perspektywy, czym pomaga drużynie przy rozpatrywaniu szczególnie trudnych zagadek. Orwellous jest niezwykle silny!!! Skruszy każdy kamień! Podniesie każdy głaz! Postawi nawet największego kloca! 
(spaać się chce ;f) 
Wojownik czerwony - Mega-Alfa-LoL-OMG-WtF-NoNe- brutalną barwą prowokuje i pobudza. Niektórzy twierdzą, że jego kombinezon roboczy jest różowy, ale tak naprawdę to on tylko lekko się sprał. Skręci najbardziej niezwykłe rzeczy ze spinacza i gumki i słomki do picia. Najlepszy mechanik jakiego widział świat... Złota rączka? Handyman? ;f Rozkręca i czyści myszkę w czasie krótszym niż 0,3 sekundy sposobem siłowym waląc nią o stół lub też o kamienie. (btw. jedzie ktoś na kulkowej?) Warto dodać, że nakurwia hedy zza rogu wpierdalając czereśnie Noniacz wie wszystko. (Sie gra, sie ma)
Pozostał jeszcze jeden. Ostatni i najpotężniejszy. Nazywany Mieczem Aniołów, Młotem na Czarownice, Mrocznym Wojownikiem. Kiedyś skozaczył i wtranżolił wszystkie pozostałe grzybki, przez co stał się posiadaczem mocy tak potężnych, że w zasadzie brak mi słów aby obrazowo to przestawić.... Aura CZARNEGO WOJOWNIKA, jego zapach i woń, sieje strach pośród hordy przeciwników. Krew jego wrogów zabarwi oceany kiedy tylko tego zapragnie... Wszechmogący... sratatatatatatatata (Ten mroczny to ja, gdyby ktoś wciąż miał wątpliwości)

No tak. Jak zwykle w takiej sytuacji ocalało paru Skośnych i kilku Ruskich. Żółci pod kamieniami na których zwykli się rozmnażać, Ruski z kolei zahibernowani, rozgrzewani gorzałą przetrwali w wiecznej zmarzlinie. O niedolo nasza! Resztki dwóch mocarstw spiknęło się, co przez wiele lat odbudowy Gostynia umknęło naszej uwadze. Niestety - oni również nie próżnowali. Chciwa i drapieżna natura zmusiła ich do ułożenia planu "Zapanowania nad światem". Podczas ekspansji coraz to nowych połaci stepów sonda zwiadowcza "Tajny Wywiadowca" Skośnoruskich natrafiła na skraj gostyńskich osiedli. Wykonawszy kilka zdjeć rychło powróciła do bazy. Pojawienie się obcego pojazdu w terenie Gostynia nie uszło jednak uwadze Zajebistej Piątki. Kawał blachy zakłócił aurę Czarnego, a None w sidzibie Zordona dostrzegł jakiś szit na radarze. Nie wzbudziło to ich niepokoju, a spokój trwał jeszcze kilka lat. Była to jednak cisza przed burzą... Żółtoruscy znaleźli na stepie truchło elfa, które nie uległo rozpadowi pod wpływem wybuchu... Zaintrygowani postanowili na jego bazie zbudować Cybernetycznego androelfocyborga o niezwykłych mocach. (mija kilka lat)

Jedynym fragmentem ciała elfa które nie został pokryty kosmiczną blachą było czoło. Czoło, znane dziś wszystkim. Czoło ozdobione blizną w kształcie żeńskich narządów rozrodczych. Czipy zainstalowane pod skórą (blachą) elfa dawały mu niezwykłą moc. Na przykład chip zaimplantowany w udzie pozwalał mu skakać niezwykle wysoko, a ten w cewce moczowej umożliwiał sikanie pod ciśnieniem tak wysokim, że strumień moczu wycelowany umiejętnie okazywał się ciekawą alternatywą dla laseru z oczu. Kiedy ostatnie fazy testów zostały zakończone "Toporex" (bo tak nazywał sie cały projekt) został wysłany z misją zniszczenia i zabicia wszystkich. Zapominając o zasadach praworządnej polityki czy w ogóle jakichkolwiek negocjacji miał wypierdolić cały Gostyń w kosmos.

I wszystko dla Ruskoskośnych pedałów byłomiało się udać, gdyby nie wspomniana wcześniej Wyczesana Piątka. Toporex nie spodziewając się oporu ze strony żyjącego w świadomości osamotnienia 
społeczności zdziwił się bardzo i zaskoczył.
Widok 5 pięknie zbudowanych i wyglądających na odważnych mężczyzn zbił go z pantyłaku. Mimo to ruszył do ataku. Zdezorientowany chybił pierwszą serią z karabinu maszynowego, nie zrażony niepowodzeniem ponowił natarcie. Piąteczka - byli nie tylko przystojni, 
ale też sprytni - zacząła okrążać ten spaczony twór... 
Nie zwracając uwagi na kule świszcząąące wokoło postapokaliptyczni power rangers rozpoczęli natarcie. Bili go jak jeden mąż nie oszczędzając sie, Toporex okazał się jednak przeciwnikiem nad podziw wytrzymałym. Większość ataków parował, następnie kontratakując. Furia i gniew 
(Zuo) wkradały się w serca Magicznych Wojowników... Zdwajając swe wysiłki zdołali zajać uwagę

Toporexa na tyle by pozwolić Pitrkowi zakraść się od tylca i wbić sztylet w kark besti. Chwilowo zajęty ostrzem w karku nie zdołał zablokować wszechpotężnego uderzenia Mrocznego, które płynnym ruchem odrąbało głowę cyborga, ta zaś przefrunęła ładne kilka metrów zanim malowniczo eksplodowała w akcie samodestrukcji. Reszta ciałą opadła bezwładnie na ziemię układając się w sposób znany z Counter Stike Source korzystającego z zaawancowanej techniki Rag Doll. Ekipa rzuciła się na truchło oddzielając starannie metalowe części od mięsa. Kalali się krwią elfa nie bez powodu, wychodzili bowiem z założenia, że dodatkowego grosza nigdy za wiele, a cena złomu ostatnimi czasy wzrosła potężnie. Na ich twarzach malowały się trudy dnia, widać też było liczne ślady po ciężkiej walce (tym zajmie się Marasol B.^^). Naznaczeni nowymi bliznami Jeźdźcy Zagłady śmiało unieśli wzrok ku spowitemu chmurami niebu i ruszyli w drogę. Nie przejmowali się, że ich szlak ponownie wiedzie ku górze - pozbyli się swego najzacieklejszego wroga, okiełznali bestię.

I kto by pomyślał, że to ja w tym roku odpowiadam za przygotowanie do lekcji ostaniej ławki? :x 

piątek, 18 kwietnia 2008

Jeźdźcy Apokalipsy.

Tak między nami...została 18-nastka Julasa do opisania, ale rzygam opisami 18-nastek...dlatego dla rozerwania się pisałem sobie opowiadanko ;)

I widziałem, a oto koń biały, a ten, który na nim siedział, miał aparat, i dano mu ipoda, i wyszedł jako zwycięzca, ażeby zwyciężał.
A gdy otworzył wtórą pieczęć, słyszałem wtóre zwierzę mówiące: Chodź, a patrz ! I wyszedł drugi koń fioletowy w kropki bordo; a temu, który na nim siedział, dano, aby odjął pokój z ziemi, a iżby jedni drugich zabijali, i dano mu miecz wielki jak chuj.
A gdy otworzył trzecią pieczęć, słyszałem trzecie zwierzę mówiące: Chodź, i obczaj to ziom! I widziałem, a oto koń wrony, a ten, co na nim siedział, miał mikrofon w ręce swojej. I słyszałem głos z pośrodku onych czworga zwierząt mówiący: Jestem freestylowiec niezrównany, Marasem przez kumpli nazywany. Więc uważaj ludzki rodzie, oto Maras jest na chodzie!
A gdy otworzył czwartą pieczęć, słyszałem głos czwartego zwierzęcia mówiący: Kurwa nie mogę, oblukaj to! I widziałem, a oto koń płowy, a tego, który siedział na nim, imię było Śmierć i fajną koszulkę z ufoludkiem miał, a Otchłań mu towarzyszyła; i dana im jest moc nad czwartą częścią ziemi, aby zabijali mieczem i głodem, i morem, i pistoletem. W dodatku skilla nieprzeciętnego w grach komputerowych miał. Szatana w swym przymierzu mieli, służył im, bo pokonany został w bitwie na rymy.


Śmierć, podniósł z trudem ociężałe po ledwo 1,5 godziny snu powieki. Tylko po to, żeby je za chwilę zamknąć. Kiedy w końcu zdecydował się na wstanie z łóżka, poszedł do łazienki i spojrzał w odbicie swoich przekrwionych oczu. Trzeba przestać grać w Warcrafta - pomyślał. Zrobił to co należało i stwierdził, że na PojazdKurewskoSzatański (PKS) i tak nie zdąży...była godzina 6, a on odjeżdżał o 7.14...wrócił do łóżka. Nienawidził poniedziałków.

Wojna w tym czasie już lansował się ze swoim piekielnym ogarem - Altem. Stawianie klocków w które ludzie mogli wdepnąć było ich jedyną o tej porze rozrywką. Wojna robił sobie kawę, nazywaną przez siebie "Lucyferem", energy drinka i kawałek chleba. Włączał przed szkołą WoW'a albo Counter-Strike, żeby zepsuć dzień tym lamusom, którzy odważą mu się przeciwstawić. Wojna miał cheaty w oczach...

Ulubioną rozrywką Zagłady, była głośna gra na perkusji o 5 rano. Krzyki sąsiadów przypominały mu rodzinne piekło, gdzie potępieńcy miło skwierczeli i jęczeli w ogniu...ahh, to były czasy. Po perkusji brał do ręki mikrofon, rymów miał w bród, zaczynał swoją pieśń i potrafił doprowadzić nawet Cerbera do łez...brał zeszyty z notatkami, sprawdzał forum, włączał telewizor, którego nie używał od tygodnia, wypijał szklankę krwi dziewic i wychodził...

Na skrzyżowaniu spotykał się ze Zniszczeniem, który od rana robił zdjęcia swoich ofiar zawieszonych na hakach rzeźniczych w kuchni, następnie jadł śniadanie - również w kuchni. Lubił oplatać oskórowanych już ludków i dyndać się na hakach. Co ciekawe, zamordowane osoby same do niego przyszły, następnie hipnotyzował je, każąc im patrzeć w ekran telewizora, na którym wyczyniał nieziemskie tricki w NBA 2k8. Następnie joypada podawał ofiarą, które chcąc zrobić wszystko dokładnie tak jak on, wpadały w głęboką rozpacz twierdząc, że nigdy się tego nie nauczą...wtedy sprawa była dziecinnie prosta...SHOOT! SHOOT! BLOOD! KABUM! DIE! AUA! i wiszą na haczyku.


Spotkali się o 9. Przed różową cytadelą na Wrocławskiej. Spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się. Wszyscy gotowi? - spytał Zagłada. Śmierć odsłonił poły kurtki, Wojna otworzył plecak, a Zniszczenie nawet nie usłyszał pytania, ponieważ miał na uszach swoje świetnie wygłuszające słuchawki. Wbijamy więc - powiedział Wojna. W środku było cicho, zauważyli wiele zamkniętych drzwi. Czuję sie jak w Matrixie - powiedział Zniszczenie i zaczął biegać po suficie. W pokojach tych zamknięci byli ludzi, w każdym bądź razie tak domyślili się Jeźdźcy i cokolwiek oni tam robili, wydawało się to dziwne. Żaden z tych ludzi nie domyślał się nadchodzącej korytarzami grozy. Kiedy dotarli na górę cytadeli - rozdzielili się, Zniszczenie i Zagłada poszli do klasy z której zalatywał śmieszny, jakby apteczny zapach i niezwlekając weszli, Wojna i Śmierć, weszli do pomieszczenia o numer wcześniejszego.

Kiedy Zagłada i Zniszczenie weszli do pomieszczenia, od razu uderzył ich osłabiający ciało i umysł zapach, następnie zauważyli ogromną ilość szklanych fiolek, probówek i innych pierdół zawieszonych na ścianach. Na pierwszy rzut oka, pomieszczenie wydawało się puste, dopiero później usłyszeli kobiecy głos dochodzący zza biurka: Taaak? Ale jak to tak, tak? Mamy tu reduktor, tak? I to jest kwas, tak, solny, tak? O, tak! O, tak! O, a panowie, tak, do mnie, tak? - rzekła do zdziwionej dwójki Jeźdźców śmieszna karlica wychodząc zza biurka. Tak - odpowiedzieli skonfundowani. O tak, tak, tak - ucieszył się wybryk natury. Mamy do Ciebie sprawę, Lucy - rzekł Zagłada. O taaak - powiedział Zniszczenie z demonicznym uśmiechem. Wtem w dwóch szybkich ruchach, Zniszczenie skoczył i ściągając ogromną fiolkę ze ściany (gdybym był anglikiem powiedziałbym, że była enormous) i uderzył to mutanta w głowę. Lucy zemdlała, a Zagłada korzystając z sytuacji odpiął rozpore...wróć! Wziął jej bezwładne ciało i wrzucił do zlewu pełnego odczynników. Kiedy Lucy odzyskała przytomność, było już za późno. Tonęła w zlewie. Taką haniebną śmiercią zginął jeden z tyranów.

Tymczasem Śmierć i Wojna prowadzili dosyć ożywioną konwersację z jajogłową personą lubiącą brudnych kowbojów...przynajmniej tak twierdził napis na jej koszulce. Ściany pomieszczenia pokryte były śmiesznymi znakami, zapewne runami magicznymi za pomocą których przyzywała demony i dręczyła osoby zamknięte w pomieszczeniu każąc im pisać to samo na kartkach. Na jednej ścianie wisiały różne przyrządy tortur: drewniane trójkąty, długie listwy, śmieszne, zginające się, zakończone szpikulcem urządzenia. Wszystko to pokryte runami. No widzę, że panowie już są, proszę siadać, wyciągnąć karteczki i policzycie mi...hmmm, o może to będzie dobre... Obliczyć wartość piątej potęgi siódmego wyrazu czwartego ciągu powstałego w wyniku przesunięcia równoległo-prostopadłego wykresu funkcji kwadratowo-liniowej y=yxaquz do kwadaratu. Uwzględnij prawo Newtona w swoich obliczeniach oraz zapisz wynik w formie binarnej. Macie pięć minut. - powiedziała czarnobylska nimfomanka. A CHUJA TAM! - westchnął Śmierć, wyciągnął pistolet i przestrzelił jej kolana. ŻRYJ KAŁ PSA! - wyskandował magiczne zaklęcie Wojna i wbił sztachetę od płotu w jej bok i popchnął ją. Jajogłowa mutacja odbytu koczkodana poleciała do tyłu. Metalowy szpikulec dziwnego urządzenia przebił jej klatkę piersiową. x=3 - powiedziała brocząc krwią. Głowa jej opadła, ciało zwisło bezwładnie na szpikulcu. No to po robocie - stwierdził Wojna. Wtem w całej różowej Cytadeli rozległ się ryk, to niewolnicy świętowali pozbycie się dwóch tyranów. A wtedy nadeszła otchłań w dresie i rudych włosach(żyła w cytadeli incognito) i swoimi rurkowatymi ustami wciągnęła dusze grzeszników jak makaron. Będą teraz skwierczeć w piekle niczym boczek na patelni, łzy ich będą lecieć niczym deszczu krople a dupę będą mieli fioletową jak śliwka, Szatani będą się na nich wyżywać do końca świata, aż pożałują win przez siebie popełnionych.


Polecam powiększenie ;) Sorry za słabą jakość zdjęcia, ale byliśmy na akcji.

Wyluzowałem się pisaniem tego shitku :P Podziękowania specjalne dla panny Magdy za zasugerowanie roli Otchłani ;) i Piotrka który zapodał naprawdę zajebistym zdjęciem naszym ;)

czwartek, 20 marca 2008

Stycznia sprawozdanie ostatnie! :F

Marzec się kończy, dlatego stwierdziłem, że trzeba podjąć zdecydowane kroki aby napisać 3 i ostatnią notkę na tematy jakże bliskiego nam teraz stycznia. Codziennie świeci słońce i śnieg pada, baba jaga myszy zjada, znaczy się - lato nadchodzi. Na koniec tej notki obiecuję wam coś super-duper-hiper-mega-itd-itp zajebistego (jak wszystko zresztą na tym blogu), dlatego - zostańcie z nami.

Około godziny 18, dnia 1 lub 2 lutego, trójka jakże podejrzanych młodzianów udała się do Krobskiej najlepszej restauracji szczycącej się nazwą "Pireus"... Ale nie uprzedzajmy faktów!

jebac to .

tak właśnie zakończyła się moja próba napisania trzeciego sprawozdania stycznia. Nie macie pojęcia ile wersji roboczych notek kończyło się, lub nadal kończy tymi prostymi słowami. Dlatego poprosiłem Marasa o napisanie notki, który przecież znany jest ze swoich niepospolitych talentów pisarskich.

Get ready then!

Mmmm... i nadszedł dzień 18-stki Orwella!! Hura.. hura;> Przygotowania zaczęły się już we wrocławiu, a to z tego względu, że kupilismy tam wypasiony prezent dla naszego kochanego Michałka;* długo się nie zastanawialismy co kupić.. dmuchana krowa.. to był nasz pierwszy i ostatni pomysł na upominek. Gorzej było z jego wykonaniem, przemierzyliśmy pół Wrocławia za poszukiwaniem SEX-Shopu. Niczym wszystkie schowały się przed naszymi pieknymi oczkami i w pewnym momencie byliśmy w dołku. Ażżżż tuuu nagle, po drodze do Multikina na Arkadach dojrzelismy wypasiony sklepik z wielkim szyldem przyciągajacym nasze oczka, cos w takim stylu „SEX-SHOP” . Noo to wbijamy;D Na poczatku może nieśmiale, ale potem już zapoznawszy się z wystrojem (z lewej wibra, z prawej wibra, a na wprost kabinki) rozgladaliśmy się za dmuchanymi zabawkami:) No i mowa do ekspedientki „My poprosimy krowe” ;D Nooo i po zakupach...


Ej, chłopakiii, a mogę sprawdzić, czy nie jest dziurawaa?

Krowa musiała poczekać dwa tygodnie na swojego właściciela. To jedziemy do Krobi, na chawire NoNe’a, troche pogralismy, troche pospiewalismy i czas na wyjscie, poszlismy z laka do Restauracji o nazwie „Pireus”. Odwaznym krokiem wbilismy do szatni, a potem jeszcze bardziej cwaniackim na parkiet. Nadeszła chwila na prezenty, a wiec my ze swoja przyjaciolka wydymalka, muczaca z dupy, może troche wstydliwie ale dokladnie i z buziakami złożylismy życzenia solenizantowi. Każdy miał już swoje wyznaczone miejsce, Ja zostałem posadzony na środku, wiadomo po co, żebym polewał;P U moich boków zasiedli sami przyjaciele, a naprzeciwko, ładne kuzynki Michała;>


Ta z lewej jest nawet fajna...chyba jej poleję

Oczywiście, aby tańczyło się lepiej poszło pare szybkich kolejek i na parkiet chlopaki!! Zaczęlismy wymachiwać łapkami i tyłkami, każdy pokazał co potrafi i znów do stołu;P Żarcie było przesada, jeszcze tak się nigdy nie najadłem. Troszke pogaduchów i dupa w góre, kierunek parkiet.


Marek tańczył długo i wytrwale, kiedy chciał odpocząć, dorwała go Anastazja. Piotrek nie wytrzymał i zrobił sobie kolejne zdjęcie do kolekcji 10000 z perspektywy dolnej :F

Troche w kółku troche w parach i spowrotem na miejsca siedzace. Tym razem wiecej wypilismy;D Chłopacy chwalili wino, a ja chwalilem wodke, bo wchodzila jak woda.... noo masakra.


Kanapa była bardzo fajnym miejscem, zwłaszcza do picia zajumanego winka :F

Zabawa była przednia, wszystko na miejscu, dobre żarcie, wysmienity alkohol i znakomita muza:) Niezapomniana osiemnastka!!:*


Tak kończy się notka Marasa, dzięki której on będzie non omnis moriar
A teraz, obiecany przeze mnie extras...chyba najbardziej śmiałe zdjęcie w historii tego bloga!!! Czek dys ałt.



Cya!

piątek, 22 lutego 2008

Stycznia sprawozdanie przedłużone. Part 2/3.

Był pierwszy poniedziałek ferii zimowych. Wstałem rano, żeby jak najmniej wolnego czasu zmarnować na sen. Umyłem się, ubrałem, zjadłem śniadanie zrobiłem jeszcze XXX pierdół, aż w końcu z muzyką w uszach poszedłem na stację PKP. Jechaliśmy do Wrocka, a punkt zbiorczy mieliśmy w Lesznie. Kiedy wszedłem do szynobusu i schowałem "Cherry Wiśniowe" Gozdka do plecaka, czułem podniecenie w powietrzu. (A, chyba nie :P ale tak jest bardziej epicko) TAK! W końcu wyprawa do wielkiego miasta! Jea. Podróż do samego Leszna nie obyła się bez problemów Marka, Julka i Piotrka - trójki wyruszającej z Gostynia: odwołano pociąg. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, podwiózł ich pewien miły(? :>) pan ze swoją dziewczyną (pozdrawiamy i mamy nadzieję, że to czytacie :D). Zebraliśmy się wszyscy na dworcu PKP-owym w Lesznie i pośród śmichów-chichów czekaliśmy na pociąg.


"Warto być razem" (Jak ktoś nie czai osochozi, to niech obluka kalendarz u Niedźwiedzia w klasie ;))

Całego przejazdu do Wrocka nie będę opisywał, bo każdy już chyba w swoim życiu jechał pociągiem. A jak nie to jest trąba i chuj. Jak w ogóle pociągiem można nie jechać...
Ze wspaniałym samopoczuciem wbiliśmy się na Wrocławski Dworzec Centralny, gdzie pierwsze odwiedziliśmy toalety. Bardzo, zaawansowane technologicznie toalety z muszlami klozetowymi. Pomijając fakt, że jeden koleś klęczał w swojej kabinie, a drugi wydarł się: "CO PAN TU ROBI, KURWA?! PEDAŁEK JAKIŚ, CZY CO?" (Biuro kryminalne CSI stwierdziło, że chyba ten pierwszy drugiego podglądał ^^) w kibelku było całkiem sympatycznie. Następnie standardowo udaliśmy się do McDonalda. Polecam, polecam pikantnego czikenburgera i zawsze będę polecał :) niech sobie będzie nawet z vaginy wieloryba i tak zjem.


TAAAAK, weź mnie ugryź w moją soczystą bułkę!


Wystrój kibelka - fantastyczny ;) Julek choć zawsze się zarzeka, że sałatka smakuje jak plastik i tak wpierdzieli 3.

Po posiłku, wybyliśmy na miasto, a, że całość naszych działań była improwizacją (plany nam jakoś nigdy dobrze nie wychodzą :F) poszliśmy sobie połazić po rynku. Maras w tym czasie zdążył poślizgnąć się na gołębim gównie, a wszyscy udzieliliśmy super wywiadu, można było go słuchać na antenie radia eska o godzinie 16.00 tego samego dnia.

"-Chlopcy jaki zawód uważacie za najbardziej niebezpieczny w Polsce?
-Górnik
-Poławiacz pereł na Alasce.
-Prostytutka"

"-Nieopodal miało miejsce pobicie dwóch chuliganów przez policjantów (hehe, tak se wlewaj :D). Chuligani zdewastowali samochód. Spotkaliście się z podobnymi przypadkami?
-Nooo, mojej mamie ukradli kołpaki".


Wrocławski rynek bardzo mi się podobał. Chyba żyją tam bogaci ludzie, bo 10 mijanych osób miało słuchawki Sennheisera. Też chcę. Zabawiliśmy tam jakiś czas odwiedzając różne sklepy, kręcąc zwałę i robiąc to co tygryski lubią najbardziej. Potem przebyliśmy dłuuugą wędrówkę do Centrum Arkady, los chciał, że po drodze znaleźliśmy Sex-Shop! (ruszam brwiami w charakterystyczny sposób ^^). Polecamy wynajęcie kabiny na 30 min, jak różnorakie akcesoria, które urozmaicą wasze igraszki ;) Pani sprzedająca okazała się "letko" podstarzałą baburką, ale miłą. A spodziewałem się grubego, obrośniętego, ubranego w taką dziurkowaną podkoszulkę 50-latka. Zaopatrzyliśmy się tam w prezent dla Orwella. Jeśli ktoś jeszcze nie wie co to za prezent...ma pecha bo będzie musiał czekać na part 3 ;).


Lans-bauns, full stajl gangsta.


Piękni, młodzi, inteligentni.


Piotrek zwykle występuje po drugiej stronie obiektywu :F ostatnio upodobał sobie zdjęcia z perspektywy dolnej podpartej.

Następnie udaliśmy się do multikina. Hmm... i raczej nie polecamy czeskiego filmu: "Butelki zwrotne" tym, którzy chcą zobaczyć porządną komedię. Film ma klimat, bo wygląda jak kręcony 30 lat temu, ale śmieszny to on nie jest, no, może w dwóch momentach. Muszę dodać, że w tym multikinie mieli zaajebiste sofy :D wygodne ;)


Takiej sofki nie znajdziesz w IKEI. Wyposażenie leżące na niej gratis. Trzeba jednak je dobrze odżywiać. Bo jak nie to w ryj :F (wiadomo od kogo)

Po zjedzeniu obiadu w Sfinksie, gdzie mieliśmy bardzo uprzejmego kelnera - Marcina (niektórzy twierdzili, że jest homo :F), pochodziliśmy jeszcze trochę po Arkadach oglądając zegarki za 30000zł wyglądające jakby je kupili na muzłumańskim odpuście, pluszowe misie za 100zł, pana który miał MacBooka i siedział w kawiarni. Wróciliśmy na rynek. Na ulice wyszli artyści :D było klimatycznie, pan śpiewał "Gdybym był bogaty", ja nuciłem pod nosem jakąś krejzolską piosenkę. Śląski opanowywał agresję, Gozdek mu pomagał, Maras rozkminiał, Piotras robił zdjęcia, Julas myślał o zuych rzeczach które zrobi po powrocie do domu ]:->. W supermarkecie dostaliśmy bardzo dobre cherry (przynajmniej pierwsza butelka smakowała ;)) za dużą kasę (10-15zł? :>). Cena na minus, naprawdę...


"Spójrz w nasze oczy czerwone, pytasz jak my możemy tak?"


A co ty sobie pomyślałeś oglądając to zdjęcie, zboczeńcu?

Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy. Musieliśmy powoli uciekać w stronę dworca PKPu, gdzie ponownie (no a jakby inaczej?) musieliśmy odwiedzić EmSiDonalda i kibelki ;) Pozostało tylko czekanie na pociąg... Ucieszyłem się kiedy zobaczyłem, że są przedziały :D potem zacząłem żałować. W równomiernych odcinkach czasu 5 z nas wylatywało na korytarz, krzycząc: "Kurwaa, nie znowuu...". TAK! EmSiDonald dawał o sobie znać ^^. Ale mimo wszystko było zabawnie. Uf, trochę się rozpisałem. TO tyle, o naszym wyjeździe do Wrocka. Był to jeden dzień z naszych ferii, zrozumcie, że nie chce mi się pisać reszty :P

Ale to jeszcze nie koniec ~~ część 3 nadejdzie, a w niej:
- Bożenka przesadza z marihuaną. Czy to źle?
- Odpowiemy na trudne pytania wielu dziewcząt, które widzą w nas swoich mentorów duchowych. Nastoletnich dziewcząt. :>
- Pireus, grecka restauracja o egipskim wystroju: co się tam działo?

Cya!


Gozdi mówi: WYPIERDALAĆ TERAZ! Pompuj rower dla Szatana!

czwartek, 14 lutego 2008

Stycznia sprawozdanie krótkie. Part 1/3

Jaki styczeń - taki cały rok. Tak w każdym razie tak mawiają... Tak słyszałem... No dobra, wymyśliłem to :F Nasz styczeń był całkiem pełny wrażeń, tak pełny, że opisy + zdjęcia postanowiłem umieścić w 3 częściach. Sylwester - upojny, radosny czas kiedy cichcem stary rok odchodzi i nowy nadchodzi. Było fajnie, już w następny weekend mieliśmy zaplanowaną 18-nastkę Gozderiona. Sylwester przy tym wymiękł ;) Jak już ktoś trafił na miejsce oczywiście ;) Każdy kto widział Romana (tego zdolnego do rozmowy i tego nie) nie zapomni tego widoku do końca życia. Marasowi, któremu wódka w Nowy Rok, strasznie nie wchodziła i można powiedzieć, że wręcz odczuwał do niej wstręt, transformował się (jak Optimus Prime, którego pozdrawiamy) w pochłaniacza tegoż trunku, a, że to on jest głównym polewaczem, niewielu jego tempo utrzymało. Licznie zgromadzona pasierbska ekipa podrywała babcię Gozdka, a linie na boisku zostały na nowo wypalone. Przestrogą dla innych powinno być wcześniejsze urządzanie symbolicznego bicia po dupie :P nie kiedy goście przestają być litościwi ;).
Już w następnym tygodniu dylaliśmy w Mediju na połowinkach. "Raczył" je odwiedzić King Artur. I tylko czekaliśmy. "No dalej wypierdalaj już stąd".


Goście na naszym blogu ;) Roman (znowu! ;)), Metys, Łukuś, bywalec Gozderion i Błażej ;) Ręka może być Malwiny albo Karoliny :P

Następny łikend obfitował w wydarzenia ;) W sobotę zawitaliśmy w "Alternatywie" świętując 18 lat Marasa. Prezent od nas był dosyć nietypowy:

Butelka winiacza z pieniądzorami ;)
Doszły mnie słuchy, że Maras wyciągał je patykiem. No i bardzo dobrze, bo te podpisy na butelce będą warte kiedyś fortunę.

Muszę wspomnieć, że Alternatywa to naprawdę świetny lokal. Dobre jedzenie, estetyczny lokal, picie, miejsce do tańczenia i ubikacje! Było spoko ;)


Po wręczeniu i złożeniu najlepszych życzeń, przyszedł czas na tort.
A potem na toasty , standardowo "Aby nasze dzieci miały piękne matki." i "Chluśniem bo uśniem" :)


Ekipa Wielkiej Rozkminy na której brakuje tylko Slivera ;) Wszyscy ich znamy i kochamy, więc nie ma potrzeby ich przedstawiać ;)


Czas na tańce ;)

Warto podkreślić, że niektórzy z nas spali u Marasa, bo na drugi dzień z rana mieli występ w kościele na Pożegowie. Jebanym Pożegowie (sorry Roman ;P), które jest daleko i kojarzy mi się z papciem w ustach. Tak, to chórzyści. Było.. uff.. ciężko. Ale śmiesznie :P

Kończąc sprawozdanie część pierwszą, chciałem podziękować wszystkim za fajne imprezki w imieniu nas ;)

W następnym odcinku:
- Bożenka okazuje się prawdziwym złodziejem kotów z fabryki Fiata
- Rysiu taxi drajwer dostaje w ryj od Jakuba Ś
- autor tej notki dostaje w ryj od Jakuba Ś
- Maciuś w końcu dowiaduje się co się stało.
- a także ferie zimowe składu Error 404 :P

sobota, 26 stycznia 2008

O życiu, tabsach na katar i soku marchwiowym w 50% naturalnym.

Witajcie. Ave. Cześć. Hejqa. Ide się zabić bo mnie nie rozumiecie.

W jakże głębokim wstępie wykorzystałem chyba najpopularniejsze przywitania na wstępie notki ;) Dzisiaj, kiedy dotknąłem moimi czystymi rękami mojej jakże czystej myszki (pamietajcie! zawsze myjcie rece przed dotknięciem narządów twojego komputera!), następnie pokierowałem delikatnym ruchem kursor na ikonę mozilli, odwiedziłem moje ulubione strony, przeczytałem wersję notki Slivera (Scarface: Second Encounter coming soon!), dodałem moje uwagi i pomyślałem! Tak! Jak?! Nie! Czy? Owszem! Otóż pomyślałem, napiszę sobie notkę ;)

Muszę wam wyznać, że od jakiegoś czasu kusi mnie zgłoszenie się do ocen blogowych, które są nad nami w topliście. Śmieszy mnie większość tych oceniających debili, żałosne aluzje do sexu i ich jakże wielce imprezowego życia. Ciekawi mnie bardzo ile z nich to zapryszczone 13-latki, które są przezywane w szkole. Wszystko byłoby spoko i nie ruszało by mnie to, gdyby nie to, że sami oceniający mają chujowe blogi (nie wszyscy ;)) na których mają czcionkę Times New Roman..(sic!) Co to nuda może zrobić z człowiekiem, że odwiedza takie strony, nie? :> Ta notka raczej na pewno nie zwiększy naszej oceny kiedy już tego bloga zgłoszę...eh co za życie :P

Co do ostatnich (nie)ciekawych wydarzeń, muszę was poinformować, że dostałem dosycć ciekawą uwagę na lekcji znienawidzonego języka niemieckiego:

"Julek, Piotrek i Michał, zachowują się skandalicznie, Michał mówi: "Mi to tito, zwisa i powiewa"

Co do mojego komentarza na temat tej uwagi, to nadal utrzymuję, że nie mówiłem tego o języku niemieckim, chociaż moje odczucia do niego są bardzo podobne, niestety nieco bardziej zbliżone do odruchów wymiotnych i zabijania Niemców z perwersyjną przyjemnością w grach komputerowych :F Ale niestety, taka jest prawda...Niemcy zawsze do nas dymią. (po 2 dniach :F) Leżę w tym momencie z moją klawiaturką bezprzewodową rozkminiając sobie co inni też mogą robić... i kiedy tak myślę o przyjaciołach przypomina mi się shiza z pierwszego dnia mojej choroby :P (fizycznej choroby...) Mianowicie w nocy miałem bardzo wysoką gorączkę i widziałem wszystkich moich ulubieńców naokoło mojego łóżka (tak, byliście tam..) Najpierw słodko się uśmiechaliście, ale potem przyszedł Szatan, poderżnął wam gardła i zmieniliście się w sługi Sejtena, co więcej chcieliście mnie zjeść, ale Szatan, mój ziom nie pozwolił wam, potem wyczarował dwa patyczaste ludziki, które zaczęły się naparzać kijkami. Kiedy w końcu ich walka dobiegła końca (nie obyło się w moim umyśle bez krwawego FATALITY!) zmieniliście się z powrotem w siebie. To tyle z moich przygód :P Poniżej schemat zamieniania się was w sługi Szatana na przykładzie asystenta Mieczysława satanisty z wykształcenia, sprzedawcy w warzywniaku z zamiłowania.



Taa, tak to mniej więcej wyglądało :F

Kończąc moje wywody chciałem wam zapodać (jak prawie zawsze) kilkoma ciekawymi linkaczami ;)

^Mamo, mamo! Kup mi człowieka kupę!
^Porady panny Haliny
^Moja ulubiona porada panny Haliny ;)
^Adventures of Mark Twain: Children meet Satan!
^"Mama mi pozwoliła.."
^Balon

]:->-|O-< - moja wizja szatana
0:-)-HO-< - moja wizja anioła (H to skrzydła są :F)


Zrobi nam ktoś w końcu bannera na topliste? :> To pod ankietą to przycisk toplisty! Klikać abyśmy mogli podbić świat! (A chociaż tych pedalców nad nami ;))

Cześć i czołem, widzimy się we ferie ;)

wtorek, 22 stycznia 2008

Grypa żołądkowa gorzka.

Choć swoje wycierpiałem spędzając wiele czasu na klopie rozkminiając którą stroną uderzyć, nie czuję się dobrze ze świadomością, że przeze mnie podobnych przygód doświadczają kolejne osoby.
Kto by pomyślał, że Rzadziuchą można zarażać? Gdybym tylko wiedział o tym wcześniej...
Grypa żołądkowa - choroba ostatnimi czasy dość modna - daje człowiekowi bardzo wiele okazji do obszernych przemyśliwań i analizacji egzystencji lub też konsystencji - jak kto woli.
Gdy gazeta z programem została przeczytana po raz 3, a informacje kulturalne z ostatnich trzech miesięcy tylko 'napinały mięśnie...' pomyślałem, że warto zastanowić się nad sensem. (...)
Dzisiaj wraz z Piotrem wpływaliśmy na swoją świadomość. Gdy usłyszał, że zarażam zaczął boleć go brzuch. Nie zdziwiłem się więc, kiedy poczułem, że jest dziwnie. "Jest dziwnie" - te słowa Piotr wypowiadał kilkakrotnie, wystarczyło, aby wszystko wokół mnie stało się dziwne... Jest dziwnie! Nawet teraz i tu.
Na zakończenie - krótki komiks: